Uważam, że każdego stać na dobry styl.
Wystarczy przyłożyć trochę starań w codziennym życiu.
Kiedyś uczestniczyłam w zajęciach na Uniwersytecie Warszawskim w ramach Uniwersytetu Otwartego. Wykładowcą był młody filozof, doktorant UW.
Fajnie i ciekawie mówił i tworzył ogólnie miłą atmosferę, ale ubrany był koszmarnie.
Łachy z lumpeksu, stare jeansy, wytarta marynarka bez fasonu, tandetne buty.
Raz nawet założył szorty, a z butów wystawały dwie różne skarpetki, biała i czarna.
Potem zaczął się ogarniać, zmienił spodnie i buty, wyrzucił tę starą marynarkę, przeczesał włoski.
W końcu bombardowałam go wzrokiem z pierwszego rzędu na każdych zajęciach.
Dobrego stylu i poprawnego zachowania naprawdę można się nauczyć!
(Taką myśl zawarł w „Pigmalionie” George Bernard Shaw)
W sferze profesjonalnej przyda się każdy rodzaj wiedzy, który można zastosować do doskonalenia się.
Dmitry Khramtsov "Roszpunka"
Przebywając w środowiskach artystycznych zauważyłam, że artyści płci obojga często za nic mają styl i dobre maniery. Jako artystka i teoretyk sztuki dobrze wiem, że świat Sztuki posiada nieco inne zasady i ekspresja oraz mocne wrażenie jakie wywołuje się na ludziach są ważne. Jednak warto przyswoić sobie różne treści aby uniknąć wpadek. Tego typu wiedza jest bardzo cenna i warto introdukować ją do swego życia profesjonalnego. Michał Anioł Buonarotti w wieku 86 lat powiedział, że się jeszcze uczy. I nie trzeba tej pokory rozumieć fałszywie, choć w naszej cywilizacji przeważa kult jednostki, w odróżnieniu od mentalności np. Japończyków, gdzie „humbleness”, czyli pokora, jest oznaką kultury osobistej. Chodzi o to, żeby mieć lepszy wgląd w rzeczywistość wokół oraz pewną dozę samokrytyki.
Często jestem gościem na różnego typu eventach, wernisażach. Od tych skromnych, organizowanych przez studentów i absolwentów ASP, gdzie można napić się taniego wina z plastikowego kubka i zjeść chipsy, po eleganckie gale z celebrytami, somelierami (specjalnie zatrudnieni specjaliści od wina) i cateringiem wykonanym przez profesjonalnych szefów kuchni.
Kiedy otrzymałam zaproszenie na wernisaż z adnotacją autora, aby nie zapraszać nikogo ani nie puszczać w obieg informacji o imprezie, byłam bardzo zaciekawiona i poszłam.
Goście ubrani w Versace i Diory popijali wino specjalnie dobrane przez someliera, grupowali się wokół traktatów malarskich oraz rzucając spojrzeniami wokół oceniali się wzajemnie pod kątem elegancji oraz wyrafinowania. Kiedy pośród nich znalazł się łysy facet w starym dresie zwisającym z tyłu ludzie zaczęli na niego patrzeć zdziwieni, a okazało się, że to sam artysta. Podobała mi się ta prowokacja. Łachy nabrały nieco innego znaczenia w kontraście z wytworną publicznością i na zasadzie kontrastu tworzyły przewrotny performance.
Aleksandra Drab "Brud"
Kiedy w 2017 roku Paulina Suryś, polska artystka tworząca głównie za granicą, zorganizowała ekspozycję „Dreamatorium”, w zbiorowej wystawie na warszawskiej Pradze, ubrana była w czerwoną skórzaną marynarkę, którą kupiła specjalnie w tym celu, aby pociąć ją brzytwą i założyć na otwarcie wystawy. Ten zabieg posiadał szczególną wymowę ze względu na charakter jej dzieł, które swoją narracją nawiązywały do koszmaru PRL związanego z niedostatkiem mięsa. Artystka była małą dziewczynką gdy kryzys doprowadzał do stanów paranoi i jej mięsne wizje są fantasmagoryczną przekładnią mentalności ludzi postawionych w sytuacji braku tego produktu i ogólnego kryzysu.
Oto niektóre z jej kolaży pokazywane na tej wystawie:
Mięsna komnata i kolaże z "Dreamatorium" Pauliny Suryś
Wiem, że umysł wypełniony w 80% Sztuką nie potrafi jednocześnie wyjść poza siebie i sfery kreacji. To mocno skomplikowane intelektualne zabawy oraz gry ze sobą samym oraz z publicznością. Dlatego niezbędna jest wiedza na temat dobierania strojów oraz podstawy makijażu, aby w sferze publicznej nie straszyć źle dobranymi do figury ciuchami ani groteskowym makijażem. Chyba nikt nie chce wyglądać jak Clown?
Choć środowiska artystyczne są bardzo tolerancyjne, to jednak część rzeczy, które robią artyści można zaliczyć do wpadek lub działań niepożądanych. Mogłabym nawet wysunąć tezę, że tolerancja tych środowisk jest zbyt wysoka. Dlaczego? Ponieważ postawa osobników, którzy wychodzą z założenia (błędnego), że są w stanie robić rzeczy, których nie mogą „zwykli śmiertelnicy”, prowadzi często do wynaturzeń. Artystom się wiele wybacza, geniusz ma prawo chodzić rozchełstany, ale czy tak być musi? Prerogatywa artystyczna oraz bezczelność prowadzą często do aberracji w sferze interpersonalnej, a nawet przestępstw.
Praca nad swoim zadziornym charakterem oraz ujarzmianie dzikich impulsów jest jednym z najważniejszych zadań dla kogoś, kto na co dzień natęża intelekt abstrahując od rzeczywistości oraz zagłębiając się w sfery psychologiczne, które artysta bierze na warsztat. Sfery etyki, jakie każdy myśliciel zdobywa dla siebie podczas doskonalenia się, powinny być ważne o tyle, o ile osobista misja twórcy dotyczy jakiegoś rodzaju posłannictwa. Kreowanie rzeczywistości wymaga znajomości jej praw oraz postępowania zgodnie z kodeksem moralnym.
Praca twórcza dla artysty jest tak ważna, że właściwie wszystkie inne sfery życia są pomijane. To jedna z wielu przypadłości artystycznych, wobec których przyjmuję postawę badawczą. Neurotyzmy, wahania nastrojów, odmienne zachowania w sferze społecznej i traktowanie siebie jako narzędzia do tworzenia, czasem wręcz niewolnika wielkich idei, są codziennością artystów.
Mimo szalejących żywiołów psychologicznych, różnego rodzaju poetyk, trawienia urazów psychicznych i przerabianie traum na dzieła sztuki, powinno się dbać o swoje zasoby.
Tak jak nogi tancerza, mistrza baletu, różnią się od nóg zwykłego człowieka, a palce pianistów od palców innych ludzi, tak też psychika osób twórczych jest odmienna od standardów przyjętych społecznie dla większości społeczeństwa. Dlatego znawcy i ludzie sztuki najczęściej są w stanie zaakceptować wszystko, co mieści się w przyjętych dla nich sfer.
Asia Michalska "Gastrofaza"
Źle się ubrać to nie zbrodnia, ale przecież można robić to lepiej, ze smakiem i nie rażąc bezguściem i kiczem, które wcale nie są wyznacznikiem jakości artystycznej. Dlatego sławne artystki, które stać na wynajęcie osobistych doradców i konsultantów stylu, korzystają z ich pomocy. Tak jak z usług fryzjerskich czy manikiurzystów, gdyż wolą te sprawy pozostawić ekspertom. Czasem nawet wypożyczają stroje z domów mody. Tego typu opcja jest dostępna również dla osób niedysponujących dużym budżetem. Wypożyczalnie strojów wieczorowych oraz smokingów oferują usługi w granicach kilkuset złotych, gdzie za ekskluzywną odzież tego typu trzeba zapłacić nawet kilka tysięcy złotych, oczywiście plus dodatki (buty, torebka), a założona raz nie nadaje się do powtórnego pokazania na innej gali czy przyjęciu (z oczywistych względów).
Film braci Marx "Sucharki w kształcie zwierząt"
Eugene O'Neil napisał sztukę teatralną zatytułowaną
"Włochata małpa"
Uważam, że większość wad, w tym bardzo denerwujące dla innych spóźnianie się, niechlujstwo, czy chamstwo, które pojawiają się w kontekście artyzmu, a które sami artyści często pielęgnują jako cechy twórców, są tylko asumptami do rozwoju. Symptomami do samorozpoznania i autodiagnozy powstałymi jako przeszkody do pokonania w grze zwanej życiem.
Twórca, jeżeli chce się rozwijać musi pokonywać te mentalne przeszkody.
Bracia Marx "Sucharki w kształcie zwierząt"
Być może afekty, które kiedyś diagnozowano jako choroby i przymusowo leczono obrzydliwą dla mózgu farmakoterapią, są dla artystów jakimś rodzajem surrealnej pożywki. Albo światy, które wymyślają poeci i pisarze nie są błędami w rozumowaniu, w diagnostyce przyjmujące wymiary straszliwej katastrofy, są czymś cudownym i fantastycznym. Może ich istnienie postrzegane przez racjonalistów jako aberracja, jest status quo jedynego na świecie i cudownego dziwoląctwa.
To właśnie dlatego filozof barokowy, René Descartes, zwany Kartezjuszem, pisał w swojej „Rozprawie o metodzie”, że dokonując poważnych, zmieniających świadomość medytacji lub transgresji, powinno się zachowywać wobec otoczenia naturalnie, respektując przyjęte dla społeczności prawa. Być może miał na myśli niebezpieczne wówczas poglądy na Boga, religię czy konstrukcję rzeczywistości, mogące sprowadzić poważne kłopoty, jednak przestroga przed reakcją ludzi na zachowania będące wynikiem operacji umysłowych wydaje się słuszna.
Narodowy Teatr Opery i Baletu w Czuwaszji
Nie jestem profesjonalną malarką, nie ukończyłam Akademii ani żadnych kursów rysowania. Nie potrafię też oddawać wiernie rzeczywistości szkicując. Jednak czasem mam potrzebę tworzenia, malarstwa, rękodzieła i innych rzeczy. Traktuję moje twory jako traktaty, którymi przekazuję ważne przemyślenia, ale też dotknięcie materii sztuki, co jest bardzo cenne dla mojej teorii. Czasem organizuję też wystawy moich prac. Niezmiernie rzadko. Pisarz Sławomir Mrożek rysował satyryczne karykaturki, które zamieszczane były w gazetach i magazynach ilustrowanych. Tego typu działalność poboczna artysty biegłego w jednej sztuce, ale zajmującego się amatorsko inną, nazywana jest „skrzypcami Ingresa”. Słynny malarz, Jean-Auguste-Dominique Ingres był malarzem klasycystycznym, jednym z największych swojej epoki, a na instrumencie grywał chętnie i bardzo dobrze.
Amatorstwo ma się w Sztukach bardzo dobrze. Nie mam zamiaru bynajmniej krytykować niczyich poczynań, ponieważ nie jestem krytykiem tylko historykiem sztuki, a krytykanctwa, zwłaszcza niepopartego znawstwem lub agresywnego nie cierpię. Gdy brak erudycji i oczytania dla doświadczonej osoby jest ewidentny pozostaje tylko niesmak. Zdarzają się przypadki całkiem nieuświadomione w sferze historii idei, podstawowych pojęć ze świata sztuki, a nawet błędnie stosujące psychoanalizę. Środowisko artystyczne czasem jawi się jako konglomerat przesądów, powtarzanych przez pokolenia fałszywych doktryn oraz zwykłych bzdur. Odczuwam to czasem gdy czytam teksty ludzi związanych z literaturą. Niestety, same chęci zostania elokwentną personą nie zrobią z człowieka mędrca, żadnego rodzaju koneksje tym bardziej.
Kiedyś zaprosiłam do siebie do pracowni filozofkę, którą dobrze znałam. Zawsze miło powymieniać poglądy na poziomie eksperckim. Pokazałam jej jeden z moich obrazów, właściwie asemblaż, z przyklejoną do powierzchni tektury ćmą w bursztynie, kamieniem w kształcie serca i napisem MOTH-ER. Obserwowałam jej reakcje na widok powieszonego na ścianie artefaktu artystycznego. Zaczęła wykrzywiać twarz w różnych grymasach, jakby boleśnie, przez jakąś minutę. Miałam wrażenie, że bardzo ją krzywdzi moje dzieło sztuki, ponieważ groteskowe paroksyzmy jej facjaty sprawiały raczej wrażenie męczarni niż intelektualnych doznań. Dlatego zaproponowałam jej niezwłocznie przejście do kuchni, gdzie piekłyśmy ciasteczka, a potem je ozdabiałyśmy specjalnymi flamastrami. Wtedy dopiero spytałam jej, możliwie delikatnie, czy lubi malarstwo. Odpowiedziała, że tak, bardzo. Potem okazało się jednak, że konwulsje wywołane przez ogląd mojego obrazu to jednak odbicie głębokiej pracy jej umysłu.
David Lynch ze swoim pierwszym obrazem
O ubóstwie artystów mówi się otwarcie. Przykro widzieć bliskich znajomych i przyjaciół w stanach depresji i upokorzenia. To nieprawda, że „artysta głodny to płodny”. To jedna z tych powtarzanych szkodliwych bredni. Artyści zasługują na godziwe wynagrodzenie i dotacje.
Wiele szkodliwych opinii na temat artystów bierze się z tego, że kuszące luzackim stylem oraz wolne od trosk życie, jakie wyobrażają sobie adepci różnych sztuk, to mit. Nie tylko statystyki wskazują na to, że artyści to jedna z najuboższych dziedzin. Tylko 1% artystów utrzymuje się ze sztuki. Z czego utrzymuje się reszta? Z zasiłków, zapomóg, rent inwalidzkich (szczodrze przyznawanych na różne „schorzenia” psychiczne), niestety także z oszustw i kradzieży.
To poniżające i skandaliczne. Uważam, że część z osób, które reklamują się jako artyści to po prostu jakiś lepszy rodzaj żula. I jest to przykre, ponieważ rzutuje na całe środowisko. Spotkałam w życiu zawodowym profesjonalnych naciągaczy, cyganerię, arogancką młodzież, nihilistów, nierobów, leni oraz osobniki zajmujące się wyłudzeniami towarzyskimi.
Kobietom jest często łatwiej, ponieważ mogą pójść na układ partnerski z mężczyznami, którzy rozumieją ich pasję i dają im schronienie, dach nad głową, żenią się z artystkami, po to aby mogły one wykonywać swoje zawody artystyczne. W zamian oczekują „jedynie”, że kobiety te zajmą się domem, będą gotować, prać, prasować koszule, czyli wykonywać „standardowe role kobiece”.
Znam kilka takich układów, w których mężczyzna zarabia i utrzymuje finansowo dom, a kobieta w nim pozostaje i „sprząta”, resztę wolnego czasu przeznaczając na swoje zajęcia.
Zespół Queen z angielską Królową
Czy dostrzegacie coś niewłaściwego
na tym zdjęciu? Obraźliwego i chamskiego?
Klasyczne układy mają sens i poważanie w społeczeństwie. Gorzej gdy artyści bez perspektyw tkwią w niemocy, głodują lub kradną. Wzmacniana przez różne osobistości ze świata literatury i sztuki opinia, twierdząca, że tylko całkowite oddanie się sztuce jest przyczynkiem sukcesu, to najbardziej groźna pułapka intelektu, jaką znam. Wygłaszanie takich treści jest jak policzek dla ludzi, którzy pracują i zarabiają poza światem artystycznym. Franz Kafka był księgowym. Pracował za dnia, a po pracy pisał powieści. Całe szczęście nie słyszał o tym, że jego „hobby”, zajęcie któremu powierzył swoją duszę, jest bez sensu, bo zrezygnowałby. Friedrich Hölderlin, niemiecki poeta, utrzymywał się z pracy dla bogatych domów jako guwerner. Herve Bazin mieszkając w Paryżu podejmował różne proste zajęcia. Mówienie o tym, że sztuka i literatura powinna sama siebie utrzymać to bzdura.
Pisarze utrzymujący się z literatury to garstka osób. Aby zarabiać pieniądze pisząc trzeba tworzyć coś, co się sprzedaje, a najlepiej sprzedają się kryminały i bajki dla dzieci. A i to nie są kwoty pozwalające na luksus.
Znam osobiście osoby brzydzące się jakąkolwiek pracą do tego stopnia, że zakrawa to na mizoponię. Mizoponia to lęk przed pracą. Kołtuństwo twierdzące, że zajmuje się tylko literaturą jest bardzo szkodliwe dla społeczności artystycznej. Od biedy takie indywidua akceptują dla literatów pracę tłumacza lub redaktora/redaktorki. Jakby ludzie wykonujący inne czynności niż klepanie w klawisze pozbawiało ludzi rozumu czy wrażliwości. Osobiście znam dobrego rzeźbiarza, który nie wstydzi się kłaść glazurę i zarabia porządne pieniądze. Posiada duży dom z ogrodem pod Warszawą. Istnieje także specjalistyczna grupa ludzi związanych z gastronomią i jednocześnie spełniających się w twórczości. Są to znane w Stolicy osoby.
Rzadkie zdjęcie odwrocia Mony Lisy
(czyli tak wygląda obraz z tyłu)
Ludzie, którzy cokolwiek tworzą są pod presją takich poglądów. Nie tylko w Polsce, ale wszędzie na świecie. Boją się opinii amatora lub w ogóle krytyki. Osób, które twierdzą, że niczego nie umieją, bo nie sprzedają swojej sztuki. Uważam, że to straszne. Okropne jest przełamywać w sobie te schematy gdy zmuszeni jesteśmy zarabiać na siebie, rodzinę czy luksusowy styl życia. Tak naprawdę jest to rodzaj dobrowolnej kastracji i inwalidztwa, gdyż wybór życia z zasiłku lub renty zamiast uczciwej pracy jest moim zdaniem patologizowaniem mentalności artysty. Przypadki gdy trzeba kombinować lub prosić znajomych o pieniądze są upokarzające. Udawanie wyższych sfer, parodiowanie kreatywności gdy mieszka się z matką, narzekającą na dorosłego utrzymanka też jest bez sensu.
Chciałabym być dobrze zrozumiana. Chodzi mi o pewne pryncypia dotyczące zawodów twórczych. Lars von Trier robił pornosy aby się utrzymać. Z chęcią czy nie, ale jest przy tym reżyserem. Często to samo artyści chcą zrobić ze swoją twórczością. Trzeba zastanowić się czy rzeczywiście tworzenie grafik dla klientów, portretów na deptakach, czy masowej literatury rzeczywiście zbliża nas do Sztuki. Są to kompromisy, które artyści podejmują aby „być w zawodzie”. To przynosi jakieś efekty, ale często jest tak, że swój talent zużywamy na bzdety, do których tworzenia zmuszamy się i często robimy to z niechęcią. Czy to ma dobry wpływ na sztukę? Może jednak zrozumienie, że praca rąk nie brudzi, raczej jest w stanie wytworzyć kapitał, również intelektualny, który możemy zużyć na tworzenie uwolnionych artystycznych kawałków.
Kto nie widział ekranu kinowego od tyłu?
Praca to dla artysty afront. Każdy stara się unikać odpowiedzi z czego się utrzymuje, choć często nie są to żadne sfery związane z artyzmem. To prawda, że praca fizyczna męczy. Ale czasami nie ma się wyboru, a brak jakiegokolwiek przygotowania do wykonywania innych przydatnych zawodów skazuje wrażliwe jednostki na prace niewykwalifikowane. Mnie nigdy nic nie powstrzymywało przed twórczością. Po opuszczeniu pracowni mojego Mistrza było mi trudno znaleźć cokolwiek i przez dwa miesiące byłam sprzątaczką w biurowcu. To wtedy powstawały moje bardzo perwersyjne kawałki, sprośne eseje o fizjologii i wiersze miłosne o płatkach róż.
Utrzymuję się sama od wielu lat moją pracą i mam duże doświadczenie w zakresie funkcjonowania przedsiębiorstw. Praca w show roomie z designem była bardzo nisko płatna, mimo wszystko jest związana z moim zawodem i widnieje w moim Curriculum Vitae.
Tak jak inne nisko płatne prace, które starałam się wykonywać zgodnie z moim wykształceniem. Antykwariat dał mi dużo cennych doświadczeń i mało pieniędzy. Głównie siedziałam w tym sklepie i czasem coś czytałam. Pisanie na zlecenie, copywriting i freelancing nie tylko wykorzystywały mój czas i talent na obce działania, ale także dawały skąpe wynagrodzenie, a w dodatku spędzanie tak dużej ilości czasu na siedzeniu przed ekranem popsuło mi oczy. Przedtem nosiłam zerówki, teraz już prawdziwe okulary. Poszukiwanie „pracy w zawodzie” to jakiś rodzaj manii. W czasach gdy 80% ludzi nie pracuje zgodnie ze swoim wykształceniem, a wyż demograficzny utworzył rzesze prekariatu, pracodawcy narzucają ludziom kultury stawki żenująco niskie, prace na pół etatu (ciekawe co zrobić z drugą połówką, szyć czapeczki i sprzedawać na targu?), a zdesperowani brakiem zajęcia ludzie biorą te stanowiska. W tego typu ogłoszeniach pracodawców często widzę łączenie etatów i przejmowanie obowiązków sprzątaczy lub inne zadania niezwiązane z zawodem, księgowość, prowadzenie social media. Przykro patrzeć na te pospolite ruszenia do Poważnych Instytucji, gdzie rekruterzy przebierają w setkach CV zdesperowanych ludzi, którzy godzą się pracować za stawki niższe nawet od sprzątaczek w tych instytucjach. Kwoty podane jako brutto to często mniej niż najniższa krajowa, co jest możliwe przy umowie-zleceniu.
Mój autoportret w Pałacyku Łódzkim
Od kogo chcemy być lepsi? Od ludzi, którzy pieką bułki czy stoją na bazarkach i sprzedają bluzki z Chin? Przecież trzeba jakoś wyżywić rodzinę, a inaczej niż pracą się nie da. Przez jakiś czas pracowałam w kiosku Ruch-u. Praca ta pomogła mi utrzymać się w początkowym okresie Pandemii. Z punktu widzenia osoby siedzącej w swoim gabinecie wyglądało to wszystko jak sen czy jakiś rodzaj odosobnienia, na które z utęsknieniem czekały narody, bo świat był „zbyt hałaśliwy”. Jednak patrząc od strony samotnej osoby, która wynajmuje mieszkanie w Warszawie, brak jakiejkolwiek pracy to horror. I tak sobie siedząc i czytając książki oraz prasę, a jednocześnie zarabiając na czynsz, napotkałam jakąś osobę. Bliżej nieznana mi persona, nierozpoznana, mimo iż kilka razy pytała czy to ja, Julia Iwona Rosa z Facebooka, gdy potwierdziłam, wykonała najbardziej satyryczną szopkę, jaką widziałam w życiu, prawdziwe naśladownictwo burżujstwa. Spojrzała na mnie z góry (bo ja siedziałam) i napawała się moją pozycją. Nie do końca zresztą wiedziałam o co jej chodzi, czy to może znamienne dla jakichś poglądów, czy rzeczywiście praca sprzedawcy prasy jest tak uwłaczająca, że ta pani w średnim wieku plus, poczuła jakiś rodzaj tryumfu nade mną. Sprzedawałam też papierosy i bilety komunikacji miejskiej oraz artykuły pierwszej potrzeby, podpaski, żyletki. Zapamiętałam tę sytuację. Do dziś nie wiem kim była ta pani, która mnie znała i za co takie szyderstwo.
Przyjemny i pełen godności jest zawód nauczyciela. Wszystkich moich uczniów pozdrawiam, jeśli to czytają. Uwielbiam uczucie przekazywania wiedzy, a dwudziestolatki są niewiarygodne pod względem pochłaniania wiedzy. Praca z małymi dziećmi jest słodka i milutka, trochę starsze wymagają więcej cierpliwości, a studenci są niesamowici. Pod warunkiem, że starsze dzieci lub młodzież jest korepetytowana pojedynczo, wówczas jest jeden na jeden. Jest się bezpiecznym. W sytuacji gdy stoimy przed całą klasą, a już w ogóle wobec "dorosłych" jest nieco inaczej, bo mają przewagę liczebną. Nie bez przyczyny mój nauczyciel w liceum witał się z nami mówiąc: "Good morning my dear opponents". Na każdym wykładzie, gdzie słuchaczami są dojrzalsze w sarkazmie osobniki, daje się odczuć ich zgryźliwość. Najczęściej polega ona na zadawaniu dziwnych pytań wykładowcy. Na jednym z wykładów o Hieronymusie Boschu jakaś pani spytała mnie o to "dlaczego Fontanna Życia stoi na kupie łajna?". Przybliżyłam obraz i okazało się, że to gleba, na której znajdują się klejnoty (w czasach Boscha wierzono, że kamienie szlachetne mają dusze i są jak zwierzęta). Byłam zażenowana. Oprócz tego pieniądze w sektorze edukacji są marne. Ludzie mówią wprost, żeby znajdować sobie bogatych mężów.
Splendor, zdarte gardła, nerwy w postronkach, zero czasu wolnego, praca po godzinach, uczenie cudzych dzieci. Co z tego, że urlop jest wakacyjny, skoro nie ma funduszy aby pojechać na Malediwy?
Wynajmowałam kiedyś pokój na poddaszu od starszej pani. Mówiła, żeby nie sprzątać łazienki, bo ona lubi mieć gimnastykę. Faktycznie jest tak, że praca fizyczna jest zdrowsza dla organizmu i psychiki. Marzenie każdej osoby z gminu, siedząca praca przy biurku, powoduje wiele chorób. Krzywi się kręgosłup, dostaje się hemoroidów i pryszczy na pupie, nieruchome nogi pozbawione krążenia łatwo popadają w stany miażdżycowe, łatwiej o udar mózgu, a poza tym bezruch powoduje tycie i nadwagę. Ralph Waldo Emerson, amerykański pastor żyjący w XIX wieku, którego dzieło zainspirowało wiele kierunków filozoficznych, w tym pragmatyzm Williama Jamesa czy intuicjonizm Henriego Bergsona, a także Walta Whitmana i Allena Ginsberga, łączył idealizm z pragmatyzmem. To w jego esejach możemy znaleźć myśl o tym, że prawdziwy myśliciel to człowiek czynu. Taka osoba nie boi się wysiłku i pracy. Nie tylko nie unika tego typu zajęć, ale nawet podejmuje je z ochotą. Adam Mickiewicz nazywał go Sokratesem Ameryki. Pastor twierdził, że lenistwo i niechęć do pracy cechuje wymoczki i inwalidów umysłowych, jest oznaką słabości intelektu. Religia protestancka kładzie duży nacisk na pracę, według niej lenistwo to grzech najcięższy. Myśl Emersona legła u podstaw całego XX-wiecznego egzystencjalizmu.
Czas już przekonać się, że wysokie wymagania, jakie stawiamy sobie jako osoby ambitne są nie do sprostania. Ukrywamy swoją tożsamość za retuszowanymi zdjęciami w social media, zatajamy naszą pracę i wysiłki aby utrzymać się, po to, aby sprostać wymogom aroganckiego społeczeństwa. Wstydzimy się ludzkich rzeczy, takich jak miłość, seks, fizjologia, ale najbardziej wstydliwym tematem są pieniądze. Za każdym razem gdy myślę o stypendiach dla artystów i naukowców przyznawanych przez Państwo Polskie, przychodzi mi na myśl obraz autorstwa Jamesa Ensora „Walka szkieletów o marynowanego śledzie”, gdzie czaszki symbolizują głodnych artystów (lub doktorantów), zagłodzonych sytuacją społeczną i zgnębionych, a śledź to jest to stypendium, o które walczą. Jest to kwota bliska najniższej krajowej, przyznawana co miesiąc przez pół roku lub rok. Nigdy nie składałam podania o to stypendium. Jest ono dla mnie za niskie, wolę wytworzyć pieniądze pracą własnych rąk. Zresztą to zespół Genesis w albumie „The Lamb lies down on Broadway”, przekazuje, że „bardziej jest w stanie zaufać człowiekowi pracującemu własnymi rękoma”. To bardzo ciekawa płyta, zarówno pod względem muzycznym, jak i treściowym.
Marek Rachwalik, malarz, performer, metalowiec
James Ensor "Szkielety walczące o marynowanego śledzia"
Każdy zawód posiada swoją ciemną stronę. Artystyczne zawody też. To smutne, ale podczas wieloletniej praktyki artystycznej, eksplorując wiele obszarów, w tym także niedostępne dla przeciętnego historyka sztuki, nawet jeśli może pochwalić się doktoratem, mogłam zaobserwować dużo patologii. Kobiety w rolach prostytutek, okradanie własnej rodziny i znajomych, pozbawiające woli życia uzależnienia, degradację sił twórczych przez brak higieny. Przez higienę nie mam na myśli tylko obrazków dnia codziennego jak tłuste włosy czy zobaczony przypadkowo brudny szpon u kończyny dolnej długości około 4 centymetrów, także zużywanie swojego życia na bezsensowne i niszczące emocje, niedbałość o własne zdrowie, wiele rzeczy, które nietrudno przepracować gdy istnieje chęć pracy nad sobą.
Całkiem niedawno, podczas towarzyskiego spotkania, w którym uczestniczyły trzy kobiety, rozmowa skierowała się ku krytyce zachowań artystów. Byłam całkowicie zamaskowana i wyglądałam jak „zwykły człowiek”. Kobieta w podobnym do mnie, średnim wieku otwarcie przyznała, że nie lubi pracować z artystami, że ciągle się spóźniają, mają wysokie mniemanie o sobie i ogólnie raczej nie trzymają fasonu. To nie była Polska, drodzy Państwo, nie da się zrzucić wszystkiego na ustrój. To była niemiecka rodzina, a pani opowiadająca o swoich kontaktach była instruktorką jogi. Widać było poczucie ulgi w związku z faktem, że może skrytykować te „bezczelne i aroganckie towarzystwa”. Śmiałam się razem z nią, posiadając wewnątrz świadomość, że to o nas, artystach tak się mówi. Na hasło: „jestem artystą” ludzie chowają portfele i patrzą na człowieka jak na wariata, który zaraz coś odstrzeli. Artystom się nie ufa. Artysta to dziwoląg ludzki, co swoje sery spod pachy sprzedaje nieświadomym niczego ludziom.
Darren Cullen "Pierwsze dziecko dziecka" Może się wydawać paradoksem, ale fetus in fetu, płód w płodzie, istnieje jako fenomen biologiczny
Artysta w powszechnym mniemaniu to debil, za to z wysokim mniemaniem o sobie. Hałastra artystyczna jest jak szarańcza, która brakiem ogłady i wykształcenia zatruwa życie ludziom wytwarzającym dobrobyt. Nawet nasz wykładowca w Teatrze Akademickim mówił do nas per „Droga (lub kochana) BANDO”. Dlatego tak łatwo być złodziejem w środowisku artystycznym, nie przejmować się żadnymi zasadami i liczyć na tolerancję ze względu na swoje cudowne anarchistyczne korzenie. Byłam ostatnio w cyrku, gdzie występował Clown z sygnalizacją świetlną – kogutem policyjnym na głowie. Krzyczał do tego: „łiii juuu, łiii juuu”. Zaczepny i chwilami mało śmieszny, był to najbardziej rozpasany Clown, jakiego widziałam. Przywiązał taśmą osobę z publiczności do słupa i założył mu ten kogut policyjny na głowę. Gorszy od niego był tylko Clown-Agresor, ale on był w klatce z napisem ostrzegającym przed dotykaniem klatki i wypuszczaniem go na zewnątrz. Uwaga. Niebezpieczny Clown.
Gdy wracałam kiedyś z pracy w antykwariacie, rzucił mi się w oczy obrazek potworny. Takiego pasztetu artystycznego nie widziałam nigdy. Z daleka kłuł w oczy jakiś układ paskudztw, jakieś zohydzenie. Nie dam się nabrać, widziałam już nie takie rzeczy. Podczas wykładów na Uczelni różne dziwolągi, art brut, ludzi tarzających się w zastygającym betonie (ryzykując życiem), kał w puszce (Piero Manzoni), filiżanki z futra, a na własne oczy w różnych europejskich galeriach kolaże ze śmieci, dechy ze sklejki, video z przewijaną starszą panią (Zbigniew Libera), abstrakcje Cy Twombly'ego i podskakujące na wielkim bębnie kości zwierząt. To zaś zmusiło mnie do zatrzymania się i wzbudziło agresję.
Reżyser Lars von Trier podczas kręcenia "Dogville"
Ta kurta jest okropna. Wygląda niewyjściowo.
Nie, ja nie mam żadnych złowieszczych tendencji wobec artystów. Po prostu moja percepcja dociera w każdy rejon dzieła sztuki, aż do intencji autora. Tego typu badziewie spotyka się rzadko. Postawa autorki uwidoczniła mi się z całą mocą. Czy ona sobie drwi? Tak! Ponieważ najgorszym wrogiem artysty jest wszechstronnie wykształcony znawca i erudyta. Przed taką osobą nie da się nic ukryć. Mimo iż byłam zmęczona, coś kazało mi wejść do środka, gdzie spotkałam autorkę tego gargamela. Spytałam co to jest. I już wiedziałam. Artystka, młoda i niedoświadczona osoba, w dodatku z rodzaju tych, co są z nauką, a zwłaszcza matmą na bakier, nieoczytana, bezczelna i płytka, stworzyła coś, co w swojej manierze miało drwić z erudycji odbiorcy. Już na studiach spotkałam się z postawą historyków sztuki, która zbyt łatwo jest w stanie zaakceptować zupełny brak formy i stylów jako sztukę. Jakby zniesiono kryteria dla oceny Sztuki w ogóle.
Nie pamiętam nazwiska autorki. „Dzieło” składało się z poćwiartowanych piłą starych, znalezionych na śmietniku mebli zawieszonych na żyłkach w przestrzeni galerii. Mętne wytłumaczenie artystki, że to „podróż sentymentalna do krain dzieciństwa” nie przekonała mnie. Mimo iż pewnie większość z Państwa pewnie stanie w obronie tego gniota, ja zaatakowałam go. Właśnie dlatego, że istnieje przyzwolenie na ABSOLUTNIE WSZYSTKO. Dlatego ludzie bronią tego typu dzieł, gdzie artystka drwi z czyjejś wiedzy i erudycji. Oczami wyobraźni widziałam jak podczas wernisażu upajała się swoją wyższością w nabieraniu ludzi, którzy z kieliszkiem wina oglądali to coś i kontemplowali. To standardowa publiczność, oni nie polemizują nawet z najgorszym gniotem.
Witkacy pisał na początku wieku o kierunkach sztuki: Kłamizm, wmówizm. Wspaniały profeta artystyczny.
Influencerka Jamila Musayeva na tym zdjęciu jest Trikolorką. Każdemu zdarza się wpadka. Trzeba być krytycznym.
Nigdy przedtem ani później nie widziałam czegoś tak obrzydliwie wymierzonego w intelekt odbiorcy. Kiedyś to poczułam w pociągu gdy wyjęłam książkę, a dziewczyna obok mnie starała mi się przekazać bez słów jak najwięcej pogardy. Tylko dlatego, że czytam. W tamtej galerii poczułam podobną emocję. Ja wiem, że nie każdemu dane jest rozwijać się lub posiadać intelektualne ambicje. Niestety tego typu osoby często zostają artystami, właśnie dlatego, że nie mają ambicji, a żeby profesjonalnie kraść, trzeba mieć jaja. Powiedziałam, że jej wytwór artystyczny to gówno i kazałam jej spierdalać z galerii. Powiedziałam kilka obraźliwych słów i wyszłam. Następnego dnia instalacji nie było. Czy w ten sposób ocalam sztukę? Nie wiem, ale wewnętrzny głos kazał mi to zrobić. Może osoba dostała nauczkę i zacznie przykładać się do artystycznej roboty zamiast ściemniać. Uważam, że mimo mojej opresji i w gruncie rzeczy wulgarnego wystąpienia, miałam rację. Tylko jedną rzecz potem nazwałam gównem, jedną powieść Herty Mueller, ale to muł osadowy innego rodzaju.
Chyba dojrzałam już do postawy krytycznej i odradzania młodym ludziom zajęć artystycznych. Jednak nieczęsto cokolwiek krytykuję, ponieważ wolę innego rodzaju emocje. Często można mnie spotkać w galeriach bardzo starego i zabytkowego malarstwa. Nie dlatego, że wolę starsze rzeczy lub tylko konkretne style w sztuce. Nie. Wiele spośród sztuki współczesnej bardzo mi się podoba. Niekoniecznie kroczące drogą postmodernizmu neokonserwatywnego, nawiązania do Starych Mistrzów. Moje osobiste preferencje są dość nieoczywiste i czasami odmienne od mainstreamu. Krocząc galeriami nie spotykam żadnych bufonów próbujących zmanewrować publiczność, ani bezczelnych chichoczących nimfetek obciągających hurtowo faje cynicznym skurwysynom dla zabawy. Martwi artyści mnie nie okradną, na pewno nie obetną wzrokiem moich butów (bo to Lasocki, a nie Prada). Nikt z nieżyjących nie będzie mnie napastował (jak jeden stary poeta), ani nie będzie szydzić z mojej inteligencji. Mam spokój zajmując się odległymi w czasie narracjami. Nie żyję ze sztuki ani z pisania, choć sporadycznie przyjmuję zlecenia na artykuły sponsorowane na moim blogu lub teksty do katalogów. Piszę co chcę, mogę się narazić ludziom wymienianym z nazwiska, zawsze trzeba uważać.
Selfie z van Goghiem i ubraniem pod kolor obrazu
Jeśli zaś chodzi o odradzanie zawodów artystycznych, to i tak wiem, że będzie to nieskuteczne. Sztuka to taki wirus mentalny, który raz zainfekowawszy, nie wyjdzie z głowy nigdy. Trzeba umieć z nim żyć, ogarnąć najważniejsze kwestie w dojrzały sposób oraz nie być takim „typowym artystą”, czyli matołem z ego większym niż wagon pociągu. Raczej nie ma zwyczaju ostrzegania przed Sztuką. Wybierając jednak tę Drogę decydujemy się na bardzo trudne i pełne wyrzeczeń życie. Będąc młodym, często nastoletnim człowiekiem tak naprawdę nie mamy pojęcia w co się pakujemy, bo nieznajomość życia sprawia, że widzimy tylko lukrowaną powierzchnię tych zjawisk. W środku tego kłębka jest dużo bólu, poniżenia, ludzkiej zawiści, frustracji i niesprawiedliwości. To czego się spodziewamy: uznania, pieniędzy i zadowolenia z pracy jest za to bardzo mało, zawsze niewystarczająco.
Jeśli podobał Ci się mój tekst, a nie wiesz jak wyrazić uczucia pod jego wpływem, to możesz to zrobić bardzo łatwo przelewem bądź kartą. Również anonimowo na stronie:
Link do strony. To tu przelewam wdzięczność.
Nie oddam mojego wina!